TEATR "BAJ POMORSKI"
UL. PIERNIKARSKA 9, 87-100 TORUŃ
SEKRETARIAT: +48 56 652 24 24 FAX 56 652 27 17
SEKRETARIAT@BAJPOMORSKI.ART.PL
DZIAŁ ORGANIZACJI WIDOWISK
56 652 20 29, WEW. 35, 36, 54;
ORGANIZACJA @BAJPOMORSKI.ART.PL Nr. konta bankowego (bilety) 23116022020000000061721102
Festiwal SPOTKANIA w ocenie Szymona Spichalskiego.
Tekst ukazał się 20.10.2014 na portalu teatrdlawas.pl
Zakończyła się kolejna edycja toruńskich Spotkań. Dwudziesty pierwszy cykl trwał tym razem osiem dni, w jego ramach zostało zaprezentowanych trzynaście spektakli konkursowych z jedenastu teatrów. Cały czas rozwija się formuła festiwalu. Stał się on obecnie raczej przeglądem obrazującym pojawianie się pewnych zjawisk, aniżeli konkursem mającym na celu prezentację najlepszych widowisk. Lalki pojawiały się tutaj w niewielu spektaklach. Coraz większy stał się za to udział multimediów. Być może wynika to ze zmiany poetyki w przedstawieniach adresowanych do dzieci i młodzieży, w których forma teatru lalek dotychczas wyraźnie dominowała. Zapraszam zatem do przeglądu poszczególnych festiwalowych propozycji:
,,Urok Tuwima” (Teatr Pinokio, Łódź) – próba zaprezentowania wierszy Tuwima w formie przeglądu piosenki aktorskiej. Teksty łódzkiego poety zostają zaśpiewane przez czworo wokalistów. Szczególna uwaga należy się żeńskim wykonawcom. Ewa Wróblewska śpiewa aksamitnym głosem o niesfornym kotku. ,,Rok i biedę” wykonuje solo Małgorzata Krawczenko (i jest to notabene najlepsza etiuda spektaklu). Niestety na boku opowieści o Pstryczku Elektryczku czy dwóch wiatrach zostaje zaniedbana wizualna warstwa przedstawienia. Brakuje tutaj plastycznej ilustracji do poszczególnych utworów poety. Pojawia się parę ciekawych rozwiązań – taniec na pasach materiału, barwy wyświetlane na flagach machanych przez aktorów. Akompaniament zespołu muzycznego nie współgra z samoistnym rytmem niektórych wierszy. Jest to Tuwim w wersji bliższej dorosłemu widzowi, przywodzący skojarzenia ze słynnym widowiskiem w teatrze ROMA.
,,Tabula rosa” (Hop Signor Puppet Theatre, Ateny) – efekt rocznej pracy twórców z południa Europy. Teatr lalek nie ma tam takiej tradycji, jak w naszej części kontynentu. Animatorka Evgenia Tsichlia pokazuje widzom opowieść o artyście, który swoją niespełnioną miłość przelewa na papier. Z każdą odsłoną marionetka robi się coraz mniejsza. Efektowne połączenie stanowi synchronizacja animacji laleczki i dźwięku (hipnotyczny dźwięk pisania na maszynie). Wewnętrzne cierpienia pisarza pokazują mękę twórczą, niczym w ,,Toccacie” Wilde&Wogel. Do mozolnie budowanego nastroju nie przystaje nieco finał. Do pisarza przybywa jego ukochana. Nagle zmienia się atmosfera, co burzy nieco kompozycję spektaklu. Znakomita jest natomiast scenografia ukazująca mieszkanie twórcy. Prześwitujące z obdrapanych ścian cegły przypominają rząd liter umieszczony na papierze.
,,Malowany ogród” (Compania TPO, Prato) – jeden z najlepszych spektakli festiwalu. Scenografię stanowi płótno, na którym wyświetlane są obrazy z rzutnika. Urządzenie jest czułe na ruchy, dlatego zaproponowana przez Włochów wyprawa do tytułowego ogrodu odbywa się na cyfrowo tworzonej dekoracji. Nowatorski sposób wykorzystania technologii idzie w parze z pięknym tańcem Anny Balducci i Luisy Cortesi. Wciąganie na scenę najmłodszych widzów odbywa się bez słów, jedynie na zasadzie ruchowego naśladownictwa. Tancerki pokazują najmłodszym, jak rozpływają się pod ich stopami kolejne figury i kolory. Zachęcają ich następnie do powtórzenia swoich czynności. Inteligentne wykorzystanie multimediów i interakcja z widzami pozwalają na stworzenie swoistej teatralnej wspólnoty.
,,Krabat” (Figurentheater Wilde&Wogel oraz Grupa Coincidentia) – baśń rozgrywająca się w czasach wojny trzydziestoletniej na terenie I Rzeszy. Tytułowy bohater (młoda sierota) trafia do młyna, gdzie rządzi niepodzielnie Mistrz. Krabat poznaje mroczne tajemnice odnalezionego miejsca, które staje się odpowiednikiem pogrążonych w krwawym konflikcie Niemiec. W koprodukcji wykorzystano różne formy teatru lalkowego: scena z pacynkami przywodzi na myśl Viteza Laszlo, zaś animacja masek produkcje rodzimego Malabar Hotel. Wrażenie pewnego narracyjnego i stylistycznego chaosu przesłania muzyka Wilde, chociaż największe wrażenie i tak robi obracające się hipnotycznie wirówka młyna. Budzi ona proste skojarzenia z niedającym się zatrzymać Kołem Historii.
,,Smoki” (Teatr Animacji, Poznań) – zgrabna, ciekawa opowieść o świecie równoległym. To w nim małe smoczki słuchają opowieści o ludziach pożerających owce i o zwalczających ich Drag Ewce. Do tego uniwersum trafiają Karol i Świnka, przypominający Don Kiszota i Sanczo Pansę. Mały Roar odkrywa prawdę, że nie wszystko, co jest wpajane w dzieciństwie, musi być autentyczne i całkowicie wiarygodne. Karol ze swoim kompanem przechodzą przez granicę obu światów poprzez przejście w szafie (Narnia?). Wątek magicznego portalu zostaje wykorzystany zatem w niebanalny sposób. Poprzez prostą narrację udaje się stworzyć opowieść o empatii i dojrzewaniu. Poznański zespół animuje maskotki, jak i marionetki (te ostatnie są zbyt małe w stosunku do poruszających je aktorów). Różnice w proporcjach pomagają za to w drugiej części, gdy smok Roar trafia do świata ludzi.
,,O RAJU! Czyli o tym, co było, kiedy nic nie było” (Teatr Guliwer, Warszawa) – tekst Maliny Prześlugi opowiada o pierwszych rodzicach. Stworzenie świata jest równoznaczne z pojawieniem się zarówno amonitów, jak i Adama i Ewy. Kolorowe dekoracje cieszą oko, chociaż niestety stają się tylko tłem dla akcji. A ta poprowadzona jest dynamicznie, chociaż pojawia się tutaj wiele uproszczeń. Sylwetki Adama i Ewy są skonstruowane według pewnych stereotypów płciowych, chociaż unikałbym tutaj jakichkolwiek odniesień do genderu. Jeśli Ewa jest głupiutka, to Adam przejmuje inicjatywę. Tekst zawiera wiele elementów komicznych (niedwuznaczne aluzje do ,,składania jajeczek”), odpowiednikiem Lilith staje się… Mrówka. Niestety widowisko jest w znacznej mierze statyczne, za wyjątkiem sceny otwierającej (taniec z białymi flagami) i epilogu (sekwencja z jajkami-piłeczkami).
,,After play” (BTL, Białystok) – rzadko widziany na polskich scenach spektakl typu: ,,siedzą i rozmawiają”. Dramat Briana Friela budzi skojarzenia z Mrożkowymi ,,Emigrantami”. Dwóch protagonistów najpierw opowiada bajki o swoim życiu, po czym nagle odkrywa karty. W tekście Polaka mamy jednak do czynienia z o wiele lepszą kompozycją. Białostoccy aktorzy ratują spektakl. Janowicz-Dobrowolska pokazuje postać Soni, która pozuje na osobę zrównoważoną i stonowaną. Doliński jako Prozorow stara się pokazać Andrieja jako człowieka próbującego uratować resztki swojej dumy. Z obu sylwetek wyziera wkrótce życiowe zgorzknienie. Lęk przed przemijaniem obrazują przesuwające się wolno w tle przedmioty codziennego użytku czy figurki. Brakuje w tym wszystkim konfliktu dramatycznego, ale wynika to już ze słabości samego dramatu.
,,Byczek Fernando” (Guliwer, Warszawa) – historia o dojrzewaniu z hiszpańskimi rytmami w tle. Twórcy prowadzą analogie między zwierzątkiem a Picassem, którego obrazy były inspiracją dla plastyki widowiska. Mały Fernando wyróżnia się z reszty stadka – jest czuły i wrażliwy, co budzi skojarzenia z pacyfizmem malarza. Podróż do Madrytu jest zobrazowana przez galop konia, wyciętego wprost z ,,Guernici”. Mocnym atutem widowiska jest funkcjonalność scenografii. Operowanie kolorami (czerwień, czerń, biel), olbrzymie pędzle (,,malowanie” historii), wreszcie makiety byków i ich głów – wszystko to tworzy przemyślaną, spójną artystycznie całość.
,,Komedia, czyli zabawa w zabijanie” (WSL Akademii Teatralnej, Białystok) – spektakl spoza głównego nurtu konkursowego, warty jednak wspomnienia. Oparte o tekst Becketta przedstawienie pokazuje historię miłosnego trójkąta. Polem gry jest cube, z którego niczym Winnie w ,,Szczęśliwych dniach” wyłaniają się głowy aktorów. Grający dysponują dodatkowo małymi czaszkami, które wespół z animacją rąk odwzorowują rozmaite erotyczne i emocjonalne konstelacje. Mężczyzna po popełnieniu samobójstwa nie doznaje wyzwolenia. Zostaje literalnie sprowadzony do parteru przez uczuciowe zaszłości. Miłosne zawody i wiarołomność są przyczyną utraty wiary w możliwość komunikacji z drugim człowiekiem. Młodzi aktorzy z powodzeniem punktują ten tragiczny aspekt twórczości Becketta.
,,Plama” (Wrocławski Teatr Lalek) – totalne nieporozumienie. Spektakl jako żywo pokazuje przesiąkanie nieciekawych trendów z teatru dla dorosłych do widowisk dziecięcych. Jest przy tym idealnym przykładem na nieprawidłowe użycie multimediów w teatrze. Animacje stanowią zaledwie tło, poszczególne sekwencje nie mają ze sobą żadnego związku. Punktem kulminacyjnym tekstu jest zaś poniższa scena: zamieniona w kameleona księżniczka wydala tęczowy kał na twarz wiedźmy, która dzięki tej ,,maseczce” pięknieje. Wartość literacka, jak i wychowawcza takiego pomysłu jest najzwyczajniej w świecie nikła. WTL znalazł idealny sposób na zniechęcenie dzieci do instytucji teatru. Wskazywały zresztą na to reakcje młodej widowni.
,,Ostatnia sztuczka Georgesa Mélièsa” (Divadlo DRAK, Hradec Kralove) – krótko mówiąc: inwencja i artystyczna perfekcja. Życiorys słynnego reżysera-iluzjonisty stał się inspiracją dla historii o próbie oszukania śmierci. Kręcone filmy i pokazowe triki są dla podstarzałego Francuza orężem w walce z pielęgniarką i widmami z zaświatów. W spektaklu nie ma ani jednego zbędnego elementu. Konwencja slapsticku idzie tutaj w parze z zastosowaniem technik teatru cieni (scena pisania pamiętnika) czy kina niemego (oszukiwanie kościotrupów). Aktorstwo Dusana Hrebicka przypomina lata Keatona czy Jenningsa, zwłaszcza że wyczuciu konwencji towarzyszy duża sprawność fizyczna Czecha. Muzyka okazuje się jednym z istotnych komponentów akcji, parę razy pojawiały się w niej motywy z ,,Psa andaluzyjskiego”. Czeskie przedstawienie jest dowodem na udane połączenie pantomimy, prestidigitatorstwa i multimediów.
,,Królowa śniegu” (Teatr Lalki i Aktora ,,Kubuś”, Kielce) – przepisanie klasycznej Andersenowskiej baśni w myśl nowoczesnych ,,recyklingów”. Kielecki spektakl jest modelowym przykładem na fiasko próby uwspółcześnienia klasycznych schematów. W tej wersji opowieści o Kai i Gerdzie pojawia się dandysowaty książę-pedofil i głupiutka Róża, która swojego prostactwa nawet się nie wstydzi. Zniewolony przez rozbójników Renifer budzi raczej przerażenie, aniżeli współczucie. Trudno mówić o funkcji wychowawczej tego spektaklu – dość powiedzieć, że czytanie książek jest tutaj równoznaczne z byciem przemądrzałym egoistą. Zanika wątek dojrzewania Gerdy w trakcie podróży. Ciekawym pomysłem jest umieszczenie w tle zbitego lustra, niestety puszczane nań animacje są niewyraźne. Kreskówkowy schemat przedstawienia stawia na szybkie tempo i krzykliwe środki artystyczne. Przynosi to efekt nieodpowiedni dla nastrojowego przecież schematu baśni Andersena.
,,Chodź na słówko” (Centrum Sztuki Dziecka, Poznań) – ciekawy tekst Prześlugi stara się uczulić dzieci na językowe niuanse. Dwójka bohaterów – Kula i Toperz – próbuje odzyskać swoje ,,właściwe” brzmienie. Aktorzy grają bowiem słowa niezadowolone ze swojej tożsamości; po drodze spotykają Logopedę i Język Polski. O ile taka personifikacja w spektaklach dla dorosłych bywa zgubna, tutaj daje efekt przez swoją prostotę. Puszczanie oka do widzów (sekwencja z narzekaniem na ,,sorry”) trafia do dorosłych, zapewniając jednocześnie zabawę dzieciom. Uwagę przykuwa przebojowa, grająca bez zadęcia Anna Mierzwa jako Kula.
,,Brzydkie kaczątko” (Teatr Miniatura, Gdańsk) – wyrazy uznania dla Wiczy-Pokojskiego za chęć zrealizowania spektaklu środkami czysto teatralnymi. Dlatego pojawiła się na scenie harfa, czy blaszana płyta używana niegdyś do tworzenia dźwięku grzmotów. Całe przedstawienie jest obudowane wokół animacji akrylowych wycinanek. Te ostatnie są jednak pomalowane słabymi kolorami. Poszczególne postaci – niedźwiedź, szczur – mają nieforemne kształty. Pojawiają się poważne błędy w wyostrzaniu obrazu na rzutniku. Także w samym tekście widać mnóstwo nielogiczności – jak kaczątko trafiło do kanałów? Próbuje się opowiedzieć klasyczną historię na nowo, z elementami komicznymi. Plastyczna strona widowiska pełna jest jednak niedoróbek, jak i zwykłego (trzeba użyć tego słowa) niechlujstwa.
Trochę szkoda, że w głównym konkursowym nurcie nie pojawiły się pokazy z cyklu ,,Trzy po trzy”. Istną perełką jest tutaj etiuda Tomasza Kowola ze stołecznego Guliwera. ,,Jak działa odkurzacz?” opowiada o walce pewnego mężczyzny z roztoczami. Banalna historyjka zostaje opowiedziana poprzez znakomite wykorzystanie techniki teatru cieni. Wycinanki pojawiają się w formie przeźroczy, sam Kowol ze znajomością rzemiosła operuje poszczególnymi kliszami. Wystarczy porównać to z podobnymi zabiegami w ,,Brzydkim kaczątku”, by zobaczyć różnicę w artystycznym rzemiośle.
Tegoroczne toruńskie Spotkania przyniosły kilka ciekawych pytań:
jakim językiem twórcy teatralni chcą mówić do widowni, zwłaszcza tej młodszej?
czy przenoszenie trendów ze spektakli dla dorosłych do widowisk dziecięcych przynosi na pewno dobry efekt?
w jaką stronę idzie teatr animacji lalki/przedmiotu, co z rolą multimediów i tekstu?
czy teatr dla dzieci i młodzieży chce jeszcze pełnić rolę wychowawczą, czy zależy mu już tylko na schlebianiu gustom lub promowaniu pomysłów reżysera?
Być może receptą byłoby rozszerzenie spektakli konkursowych o przedstawienia studenckie. Sukces ,,Komedii” mógłby być motywacją dla artystów ze stażem, którzy niejednokrotnie traktują widza jako pole doświadczalne. Zważywszy na kierunek, w jakim idą Spotkania, wskazane wręcz jest dalsze rozszerzanie formuły festiwalu. Warto też zastanowić się nad stworzeniem w przyszłym roku klubu dyskusyjnego, w którym po każdym spektaklu można by dyskutować na temat walorów merytorycznych i formalnych obejrzanego przedstawienia. Last but not least – konieczne jest nazywanie rzeczy po imieniu, bo teatr dzieci i młodzieży jest tak naprawdę dobrem całego społeczeństwa.